Urzędnik
To malowidło powinno być opisane jako pierwsze. Ktoś, kto płacił i szedł do Sali wyszynku musiał dostrzec dziwnego facecika na ścianie. Ja tu widzę urzędnika miejskiego od podatków.
Idzie krokiem dostojnym. Ubrany w grubą, ciepłą szatę z bogatym, ciepłym futrem pod szyją. Całe, ciepłe ciżmy i ciężki mieszek u pasa.
To wysokiej rangi urzędnik. Idąc patrzy na klienta winiarni i liczy na palcach. To kolejna przestroga…
Urzędnik jest człowiekiem wiekowym. Opadłe ku dołowi kąciki usta wskazują że „zjadł już swoje zęby”. Nosi grube szkła świadczące o wieku, ale i o długich godzinach spędzonych nad dokumentami.
Jego czerwony nos świadczy, że jest stałym koneserem szlachetnych trunków i stałym klientem lokalu. Stałym, ale z ugruntowaną, bezpieczną pozycją – nie jakimś hołyszem.
Zagadką dla mnie jest albo łza (za tym optuję), albo ślad śliny przy kąciku ust. Jeżeli to pierwsze – to współczuje on hołyszowi i podpowiada mu umiarkowanie, a gdy przyjmiemy drugą wersję, to urzędnik wylicza, czy stać go na dzban trunku… ślinka cieknie. I do tego ten „tęskny” wzrok……
Stawiam odważną tezę, że artysta, który znajduje się na fasadzie Nowego Ratusza od strony Katedry bywał w tym lokalu, bo urzędnik przedstawiony nad jednym z okiem ma te same rysy.